autor
malarstwo
plenery-wystawy
dyplomy i katalogi
artykuły prasowe
fotografie
Galerie
galeria malarstwa 16
galeria malarstwa 15
galeria malarstwa 14
galeria malarstwa 13
galeria malarstwa 12
galeria malarstwa 11
galeria malarstwa 10
galeria malarstwa 9
galeria malarstwa 8
galeria malarstwa 7
galeria malarstwa 6
galeria malarstwa 5
galeria malarstwa 4
galeria malarstwa 3
galeria malarstwa 2
galeria malarstwa 1
galeria rysunku
galeria pasteli
galeria karykatury
Informacje
WYWIAD
Niestety, obraz z Zamkiem gdzieś zaginął w Wojewódzkim Domu Kultury podczas albumowej obróbki i Ratowski musiał malować dalej, żeby udowodnić swój plastyczny talent. To oczywiście żart, jednak nawet pobieżny rzut oka na malarski dorobek Ratowskiego każe stwierdzić, że to jeden z najciekawszych malarzy ziemi ciechanowskiej - obok Zygmunta Szczepankowskiego, Marka Zalewskiego, Marii Fabioli Mazanowskiej. Tylko że oni mają za sobą akademie, dyplomy, zaś Ratowski jest amatorem - jeśli można tak powiedzieć o plastyku dojrzałym i ciekawym. W każdym razie jest dla pana Jerzego malarstwo artystycznym hobby - na chleb zarabia wykonywaniem szyldów, grafiki komputerowej, odbitek kserograficznych, zaproszeń, projektuje okładki do kaset wideo i książek; ostatnio zaprojektował znakomitą okładkę do tomiku wierszy Ewy Stangrodzkiej pt. "Siedem łez", a niejako z rozmachu - zaproszenie na spotkanie promujące książkę. Po pędzel sięga od większego dzwonu, w czasie urlopów, na plenerach. Urodził się Jerzy Ratowski w Zawadach koło Gołymina. Skończył studium reklamy w Warszawie, gdzie rozwinął swoje zainteresowania plastyczne, ale tylko te, idące w kierunku użytkowym. Ciągoty malarskie "obudziły się" w Jurku - uczniu gołymińskiej podstawówki i aż szkoda, że nie miał dobrych nauczycieli rysunku, którzy mogliby dostrzec talent chłopca i pomóc rozwinąć zainteresowanie. Fascynowały go albumy malarstwa, które lubił przeglądać. Zachwycił go zwłaszcza impresjonizm, polski impresjonizm. Z malarzy - Chełmoński i jego pejzaż o spokojnej tonacji, taki jakie widać niemal z każdego okna na Mazowszu, krainie równinnej, łagodnej, pełnej naturalnej zadumy i duchowej pogody. Ukończył młody Ratowski studium reklamy w Warszawie. Marzył o Akademii Sztuk Pięknych, ale na marzeniach się skończyło - trzeba było pracować i zarabiać na życie. I tu miał szczęście - trafił do Gminnego Ośrodka Kultury w Gołyminie. W latach osiemdziesiątych ub. stulecia miejscowa władza, a zwłaszcza partyjny sekretarz i zarazem przewodniczący Gminnej Rady Narodowej Jan Adamkiewicz z efektami zabiegał o sprawy związane z oświatą, kulturą. Wtedy wybudowano piękną i dużą szkołę; sam Ratowski uczył się w starej szkole, w baraku pamiętającym czasy Piotra Gołaszewskiego i wczesne lata powojenne. W programie rozwoju nie zabrakło placówki kultury, która funkcjonowała całkiem nieźle. Było sporo różnego sprzętu, m.in. kamera, ciemnia, sprzęt do fotografowania. Ratowski fotografował, biegał z kamerą. Robił filmy artystyczne i użytkowe, np. uwieczniał śluby. Zaczął trochę malować. Nawiązał kontakt z Klubem Pracy Twórczej przy ówczesnym Wojewódzkim Domu Kultury. Trochę takich jak Ratowski utalentowanych amatorów mobilizował Leszek Boniakowski. Powstała niezła paka: Andrzej Walasek, Zdzisław Kruszyński, Jan Stępkowski, Wojciech Cieśniewski i inni. Organizowano plenery, wspierano się nawzajem, pomagano. Klub organizował plenery malarskie, gdzie spotykała się cała brać i tworzyła. Ratowski przywoził z plenerów gotowe obrazy, szkice, które potem wykończał, a także pomysły, nad którymi pracował w wolnych chwilach. Gołymiński Gminny Ośrodek Kultury istniał do końca lat osiemdziesiątych, w owych czasach przestał być potrzebny. Na Jerzego Ratowskiego wywarł jeszcze jeden wpływ: ożenił się z jego dyrektorką. Dziś pani Barbara Ratowska, nauczycielka miejscowego gimnazjum, jako człowiek kultury z wyrozumiałością patrzy na malarskie "fanaberie" męża, na te jego plenery, wypady. Kiedyoe dała się nawet sportretować - powstał bardzo udany obraz, który znajduje się w domowych zbiorach. Zamieszkali Ratowscy w Gołyminie. Mają dom, w którym Jerzy mógł urządzić pracownię malarską. Stoi tam sztaluga, leżą farby, stosy obrazów, panuje artystyczny nieład. Żona patrzy z pobłażaniem... Czas płynął. Ratowskim urodziły się dzieci: Maja, Agata, Mateusz. Zaczęły "wyfruwać" z domu. Maja mieszka w Warszawie. Do dziadka przyjeżdża od czasu do czasu wnuczka Paulina, która chodzi już do I klasy. Bardzo dziadka kocha, zresztą z wzajemnością, i chyba tylko ona tak naprawdę rozumie jego artystyczną pasję i docenia talent. Dziadek docenia jej docenianie, kiedyś zrobił wnuczce zdjęcie, jak z mamą liżą jednego loda. Tak wyjątkowe, że zaprojektował na jego podstawie plakat reklamujący swój zakład usługowy. Syn, obecnie gimnazjalista, na obrazy nawet nie spojrzy - jest na etapie komputera. Zaczyna tworzyć nawet własne strony w internecie. Mimo upływu czasu i zmian Ratowski nie zerwał z kręgiem twórczym przy ciechanowskim domu kultury, obecnie Centrum Kultury i Sztuki. Współpracuje zwłaszcza z kołem Stowarzyszenia Autorów Polskich. Wraz z gronem podobnych miłośników malowania jeździ na plenery. Zwykle do pięknych zakątków kraju, gdzie można znaleYć i uwiecznić wyjątkowo urokliwe plenery. Czasem nawet wyprawiają się ciechanowscy plastycy poza granice Polski - organizatorem wyjazdów jest najczęściej Stanisław Osiecki. Ratowski był na Białorusi, we Lwowie, w Haldensleben. Właściwie obecnie maluje tylko na plenerach, w domu co najwyżej dopracowuje obrazy. Czasu jest mniej niż kiedyś. Gdyby żył z malowania, wtedy mógłby się poświęcić temu, co lubi. Potrafi malować właściwie wszystko: portret, martwą naturę, abstrakcję, choć najbardziej lubi pejzaż. Ale życie z malowania nie jest proste, ludzie nie mają pieniędzy na kupowanie obrazów. Za obraz trzeba by wziąć co najmniej dwa tysiące złotych. Więc niech sobie leżą w domu, czekając lepszych czasów. Czasami prace Ratowskiego wystawiano, ale rzadko. - Każdy twórca chciałby pozostawić po sobie ślad, ja też chciałbym, aby moje prace były kiedyoe pokazywane w jakiejś galerii - nie kryje swych marzeń artysta. Marzy, żeby pokazano je w jego miejscowości, ale jakooe nikogo to nie interesuje. Dał malarz kilka prac do Urzędu Gminy. Wisiały w urzędowych pomieszczeniach, ale po remoncie gdzieś znikły. W każdym razie ich nie widać. Może stoją gdzieś w kotłowni. Łatwo przyszło, łatwo poszło. Ratowski nie chciałby, żeby jego obrazy spotykał taki los. Dał też jeden obraz do gołymińskiej szkoły. Spotkał go chyba los podobny do tych z UG. Cóż, nie jest prorokiem we własnej miejscowości. Ale lubi malować Gołymin. Jest to miejscowość urokliwa, pełna zieleni. A gdy na łąkach zakwitną kaczeńce albo gdy pola zaczerwienią się od maków, wtedy można się zapomnieć, zapatrzyć i malować, malować, malować... STEFAN ŻAGIEL |
Copyright - Studio CAM'RAT 2012